Nie wiemy jak zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 pasażerów tupolewa. Nie wiemy, gdyż nie mamy np. protokołów sekcji zwłok.
Coraz to nowe fakty wskazują, że lotnisko Siewiernyj było jedynie inscenizacją, mającą odwrócić uwagę od rzeczywistego przebiegu zdarzeń. Brak ciał i foteli pasażerskich, części od innych samolotów niż tupolew 154M, pokryte rdzą skrzydło, mimo że maszyna wróciła niedawno z remontu, podrzucone części garderoby, strażacy bardziej przypominający statystów, niezniszczone godło z prezydenckiej salonki, zachowany w całości wieniec.
Nie wiemy co znajduje się w trumnach, jak ginęli pasażerowie, jak doszło do zamachu. Rosjanie zakazali ich otwierania, na co premier Tusk i tzw. strona polska, skwapliwie przystała . Dlaczego? Szef rządu bał się, że zamiast ciał poległych w trumnach znajdować się będą np. szczątki zwierząt lub kamienie? A może, że – jeżeli już te ciała będą – to w ich czaszkach najbliżsi zobaczą otwory po rosyjskich pociskach? Tusk gra razem z Rosją bo się boi. Wie, że ponosi odpowiedzialność za to co stało się 10 kwietnia, i że kiedyś prawda ujrzy światło dzienne.
Ale jest i druga strona medalu. Mija dziesięć miesięcy do katastrofy pod Smoleńskiem (?). Dlaczego nic nie robią rodziny ofiar, których wnioski o ekshumację spotkały się z głuchą ciszą czynników państwowych? Na co czekają? Niedługo przecież kwiecień i skończy się przewidziany prawem okres, w którym można dokonać ekshumacji. Potem trzeba czekać do października. A zwłoki są dość nietrwałym materiałem dowodowym, szczególnie jeśli spoczywałyby w całunach nasączonych środkiem przyspieszającym ich rozkład. Czy nie można, tak jak to było za okupacji, otworzyć potajemnie trumny i zamówić u zaufanego patomorfologa przeprowadzenie ekshumacji? Wymaga tego nie tylko dążenie do prawdy, ale także zadośćuczynienie pamięci ofiar.
Nic mi nie wiadomo, by grobów pilnowali Rosjanie z FSB albo szwadrony śmierci Tuska (Michniewicz, Wróbel, Knyż, Rosiak…).
